Jakiś czas temu kumpel i zarazem dowódca JS zakupił dla nas łopatki saperskie LWP.
Na początku byłem sceptyczny, ale trwało to może dwanaście sekund. Od razu przed oczyma stanął mi wstęp do „Specnazu” Suworowa.
Tak to jest konkretne narzędzie.
W swoim życiu korzystałem z wielu saperek różnych armii i producentów. Wiele zniszczyłem i na wielu się zawiodłem. Słynna amerykańska sapereczka nadawała się tylko do napełniania worków z piaskiem, polskie składane cywilne traciły szybko gwinty, te składane na trzy części tzw-desantowe które miałem wątpliwą przyjemność przenosić w zasobniku w MONie też szybko łapały piach w gwinty. Jako-takie okazały się saperki –Glocka i składana BW lub holenderska –praktycznie to samo, co amerykańskie, ale stal zupełnie inna.
Jednak jak zapowiadało się prawdziwe kopanie zawsze zabieraliśmy szpadel ;-)
Do czasu, gdy na giełdzie pojawiły się łopatki saperskie rodem z LWP. Tak dokładnie. No może moja nie jest z tego okresu …ale ma dokładnie tyle samo lat co ja ;-)
Często ludzie pytają się o łopatkę survivalową, taką uniwersalną do wszystkiego. I ja od kilku lat polecam tylko ten model.
Przyjrzyjmy się bliżej temu okazowi.
Saperka ta pochodzi w prostej linii od niemieckich saperek określanych „Schanzzeug” które znów praktycznie niczym nie różnią się od łopatek używanych w I wojnie światowej. Mamy, więc prawie 100 letnią konstrukcję. To dowodzi, że w myśl hasła KISS Keep It Simple, Stupid, czyli nie komplikuj, głupku lub "Keep it Simple and Stupid" (to ma być proste i głupie), najprostsze rzeczy sprawdzają się zawsze najlepiej i służą najdłużej.
W tej saperce nie ma wiele filozofii i nie mam co za bardzo o niej pisać.
Wykonana ze stali narzędziowej jest solidną prostą łopatką nie tylko do kopania. Jak dostałem swój egzemplarz to oczyściłem go z rdzy i syfu. Następnie naostrzyłem wszystkie krawędzie oraz wypiłowałem pilnikiem zęby piły po bokach. Na koniec wszystko ładnie prysnąłem krylonem by nie odbijała światła. Podczas pierwszego zadania survivalowego (zdjęcia pochodzą z 2007 i 2005) okazało się, że łopatka znakomicie nie tylko kopie, ale także rąbie i wycina chaszcze. Nie wspominam już nawet, że można nią nieźle zakurwić w łeb.
Piła średnio się sprawdza i tylko się pokaleczyłem dwa razy.
Po wygładzeniu krawędzi jak widac na zdjęciach saperka tnie kartkę prawie równo-pewnie lepiej niż niektóre Wasze noże ;-).
Największym problemem jest pokrowiec, który w myśl idei socjalistycznej musi się szybko popsuć żeby ktoś musiał uszyć nowy. Druga idea jest taka, że to radziecki sabotaż. Żołnierze mają się sami nabijać na swoje łopatki i gubić je przez dziurawe pokrowce a w połączeniu z szelkami –dusicielkami łopatki mają podczas biegu boleśnie uderzać żołnierza w jądra.
Do dnia dzisiejszego saperkę przenosiłem luzem w plecaku. Ale oto natchnęła mnie myśl, aby zaadoptować do tego celu stary pokrowiec od saperki ALICE. Szycie pokrowca w systemie modułowym i wzmacnianie go do saperki za 25 zł trochę nie ma sensu ;-)
Jak skończę to się pochwalę.
Może Ameryki nie odkrywam, ale można obciąć dół pokrowca tak, żeby wychodził z niego trzonek... :)
OdpowiedzUsuńno a jak inaczej wyobrażałeś sobie jego przeróbkę ;-)
OdpowiedzUsuńDo tego klipsy malice, malowanie i będzie gites. Jedynym problemem jest fakt że składana saperka potrzebuje więcej miejsca więc pokrowiec jest szerszy. Zobaczymy jak skończę